Od początku roku minęły ledwie 3 miesiące, a rewolucyjnych zmian w podatkach przedstawiono nam już więcej niż w jakimkolwiek innym roku. Najpierw był Polski Ład, który okazał się być zupełnym bezładem, którego nikt nie był w stanie zrozumieć i opanować, włącznie z posłami, którzy zagłosowali zupełnie nieświadomie nawet za obniżeniem swoich diet poselskich. Kiedy najlepsi specjaliści zdołali wreszcie ogarnąć i wskazać największe błędy w założeniach programowych, winowajcy tego rozgardiaszu przystąpili, już w okrojonym dymisjami składzie, do naklejania w nich łat i łatek oraz do przedstawiania swoich interpretacji oraz wyjaśnień, czyli do ujawniania co tak naprawdę twórcy tego wiekopomnego dzieła mieli na myśli. Posiłkowali się przy tym nawet osobą premiera, który wniósł do sprawy swoje osobiste przemyślenia, czym bynajmniej nie ułatwił zrozumienia tematu.
W wielkim pośpiechu, w dużej mierze grając w ciemno i nie do końca rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi, podatnicy mieli bardzo krótki czas na zadecydowanie o podstawach ekonomicznych swojego bytu w biznesie, czyli om wyborze metody opodatkowania podatkiem dochodowym w roku bieżącym. Nie widzieli tych „ewidentnych korzyści i plusów”, o których przekonywali rządzący, ale wybrać musieli i wybrali.
Ledwie wybrali, a tu – kolejna niespodzianka, i to jaka wielka. Okazało się, choć oficjalnie tego nikt nie przyznał, że Polskiego Ładu nie było i nie ma. Unikając jak ognia nawiązania do Polskiego Ładu, wystawiając do boju zupełnie nowego rozgrywającego, rząd przedstawił nowe założenia, na jakich oparte zostaną od 1 stycznia 2023 r., z mocą wsteczną od 1 lipca 2022 r., zasady opodatkowania podatkiem dochodowym obywateli oraz podmiotów gospodarczych. Znamy dotychczas jedynie ich główne założenia. Wydaje się, że jest szansa na naprawienie poprzednich błędów, jednak najbliższy czas pokaże, czy tak będzie naprawdę.
Szansę na to należy upatrywać w tym, że obiecano przeprowadzenie szerokich konsultacji na temat opracowanych założeń.